Wspomnienie na życzenie – autostop!

Jedziemy Autostopem Tak śpiewała w rytmie Big Beat, Karin Stanek, dziewczyna z warkoczami i gitarą…..
Jakże radosna to piosenka! Jakże radosne samo słowo AUTOSTOP! Samo w sobie zawiera powiew wakacji i przygody! Od zawsze kojarzyło mi się właśnie z wakacyjnymi podróżami.
        Co było pierwsze, piosenka czy pomysł podróżowania autostopem? Jedno i drugie wywoływało święte oburzenie naszych rodziców. No bo jak to? Włóczyć się po drogach, zaczepiać kierowców, jechać w nieznane? Tak po prostu, bez celu? Bez opieki?
        To co oburzało rodziców – zachwycało młodzież. Fascynowało. Bo autostop to była wolność, radość przygody. Pomysł powstał w chudych, powojennych, latach pięćdziesiątych. Podobno takie wojaże zaczęli studenci typu „okularnicy”. Z definicji niezamożni, ale głodni wrażeń i pełni  młodzieńczej fantazji. To co praktykowali, zostało usankcjonowane przez Władzę. O dziwo! Zezwolono, a nawet propagowano ten sposób podróżowania. Chociaż taki „bikiniarski”.
Co więcej, autostop był dozwolony tylko w Polsce – w pozostałych krajach bloku socjalistycznego surowo zabroniony.
 Aby legalnie podróżować autostopem należało wykupić za grosze, książeczkę –  rodzaj paszportu podróżnego.Ja zapamiętałam taki wygląd książeczki autostop:
była biało niebieska z dużym czerwonym kołem i napisem  AUTOSTOP. Teraz sobie myślę, że grafika książeczek nawiązywała do barw Milicji Obywatelskiej: biało-niebieski. Koło było czerwone, jak w znaku drogowym, a może… barwa nawiązywało do ustroju ? Hi, hi… Kto wie jaki był zamiar ówczesnego wzornictwa?
        Być może takie były najstarsze egzemplarze, już nieobecne nawet w sieci. A może tylko mi się to śniło jako niespełnione marzenie?Bo grzeczne dziewczynki tak nie podróżowały, o nie!
Tak czy inaczej, aby zatrzymać auto należało pomachać ręką z otwartą dłonią, ruchem pionowym, eksponując Książeczkę Autostop.
Zastanawiam się co powodowało ówczesnymi, nielicznymi, kierowcami zatrzymującymi swoje pojazdy na znak Autostop? Taki Autostopowicz to przeważnie  typ nieciekawy: długowłosy, niedbale odziany, chudy chłopak z gitarą i plecakiem. Czasem obejmujący ramieniem równie długowłosą dziewczynę w krajowych dżinsach marki „Odra”… Niekiedy były to grupy młodzieży. Wtedy stosowano trick: na skraj szosy delegowano najładniejszą dziewczynę,  reszta grupy leżała płasko w przydrożnym rowie. Zatrzymane auto było błyskawicznie opanowywane przez grupę tryumfującej młodzieży zanim zaskoczony kierowca zdążył zaprotestować. Co miał biedak robić ? Protesty nie były jeszcze modne…
Nikt nie wspominał o zagrożeniach, napadach, kradzieżach… Zabrać autostopowicza to był prawie zaszczyt. Przyjazna młodzieży władza, pokazywała w Dzienniku Telewizyjnym uśmiechniętych kierowców wiozących autostopowiczów. Może pokazywanie w telewizji było motywacją a może była to tylko telewizyjna propaganda?  Ja myślę jednak, że przyczyna była natury psychologicznej. Samochodów było wtedy „jak na lekarstwo”, ich właściciele czuli się wyróżnieni samym posiadaniem auta. Byli elitą i zabierając pasażerów podnosili swoją rangę jeszcze bardziej. Czy jednak nikt wtedy nie myślał o kosztach paliwa i zużyciu pojazdu? Tacy wspaniałomyślni byli.
        Autostop żyje nadal! Są entuzjaści takich podróży. Wymyślono  nowe zasady Autostopu, jakieś zabezpieczenia i gwarancje, internetowe poszukiwanie towarzyszy i chętnych kierowców… Ale najbardziej zmienił się gest zatrzymywania samochodów – zaciśnięta pięść z kciukiem skierowanym w dół. Gest żywcem skopiowany z amerykańskich filmów. W Polsce Ludowej samochody zatrzymywano otwartą dłonią. Porównanie tych dwóch gestów daje do myślenia.
        Tylko kto dziś ma odwagę zabrać autostopowicza albo wsiąść do nieznajomego samochodu? No, kto?
  Wszystkim życzę radosnych i ciekawych podróży wakacyjnych.Niekoniecznie autostopem…
ps
notka wznowiona, „odkurzona” po publikacji w 2011 r  z powodu przypomnienia tematu Autostop przez Allensteinera

 

Peerelek na naukowo

W grudniu ubiegłego roku pewien Pan z PAN, napisał do mnie miły listel z prośbą o pozwolenie wykorzystania naszego bloga „Pogadajmy o peerelu” w celach naukowych. Pan z PAN czytał i analizował  teksty i komentarze od zarania onetowego jeszcze wtedy bloga i zachwycił się, i zaciekawił, i opracował! Udzieliłam nawet listelowego wywiadu. A jakże! No i o wszystkim zapomniałam. Aż tu nagle…

artykuł – My, młodzież peerelowska

        Nasz naukowo opracowany peerelek będzie elementem konferencji

 Teksty kultury uczestnictwa

Interdyscyplinarna Konferencja Naukowa

Warszawa, 7-8 listopada 2013

“Kultura uczestnictwa”, jako przeciwieństwo kultury konsumenckiej, analizowana jest najczęściej w perspektywie społecznej, a w centrum zainteresowania badaczy pozostają zachowania komunikacyjne samych uczestników (np. prosument, crowdsourcing). W jej obrębie dokonuje się także reinterpretacja i remediacja tradycyjnych form wypowiedzi — powstają specyficzne dla siebie gatunki dyskursu elektronicznego, które wymagają analizy i opisu.
Celem konferencji będzie zbadanie kultury uczestnictwa od strony jej wytworów. Chcemy przyjrzeć się tekstom powstającym w przeróżnych systemach semiotycznych i medialnych. Interesują nas (m.in.) witryny internetowe, blogi, portale, serwisy społecznościowe, fora, grupy dyskusyjne, memy, czaty, netart, kompendia, gry, aplikacje, e-literatura… Chcemy także rozważyć samo pojęcie “tekstu kultury” w kontekście nowej sytuacji komunikacyjnej, wykorzystując do tego narzędzia literaturoznawcze, kulturoznawcze i medioznawcze.

Niedawno ukazała się książka pt  PRL. Życie po życiu, red K.Chmielewska, A.Mrozik, G.Wołowiec, Warszawa 2013. W książce tej jest artykuł Pana z PAN dr Krzysztofa Gajewskiego pt. „My, młodzież peerelowska”. 100_7881

Właśnie ten artykuł opisuje i analizuje nasz blog, a nas nicuje w każdą stronę! Dla zachęty do lektury wkopiuję kilka fragmentów tego artykułu:

PRL a nowe media? Osobliwe na pierwszy rzut oka zestawienie tworzy w istocie dość  zgrany mariaż, a fenomen ten doczekał się już pierwszych naukowych studiów…

Zakrawa na paradoks, że to właśnie Internet pozwolił „peerelowskiej młodzieży” na wypowiedź własnym głosem, mimo iż generacyjne nie przynależy ona do grupy najliczniej wśród internautów reprezentowanej. W powyższym tekście udało się poddać refleksji jedynie kilka fragmentów rozbudowanego, od lat czterech regularnie prowadzonego bloga, który sam jest tylko jednym z semiotycznych obiektów współtworzących wirtualny obraz PRL w nowych mediach. Ten fascynujący temat pozostaje terra incognita.

Blogerka w tekście pobocznym bloga, w miejscu gdzie zwykle umieszczane są informacje na temat autora danego bloga, podkreśla charakterystyczną  dla kultury uczestnictwa wagę  kooperacji autorsko-czytelniczej:

…Tu każdy gość wnosi coś do wspólnego majątku, często wynosi jeszcze więcej – nikt na tym nie traci..

….komentarze umieszczane pod wpisami awansują nieraz do ich integralnej części, gdyż zawierają nie tylko oceny i refleksje czytelnicze, ale równie¿ dopowiedzenia, uzupełniania i korekty, czasem treści bardziej rozbudowane niż sam wpis. Dlatego też, jakkolwiek blog posiada dającą się zidentyfikować z nicka autorkę, Bet, nieraz będę u¿ywać określenia „autorzy bloga”, mając na myśli mikrospołeczność wokół niego skupiony, do której nale-

żą: alElla, Elżbietka53, SuperBiber, Bonynka, EwaGreg, Hinczyk i inne osoby, mniej regularnie uczestniczące w życiu bloga.  Być blogerem to znaczy czuć się członkiem blogerskiej społeczności…

         Po obszernym omówieniu wielu notek z komentarzami w różnych naukowych kontekstach autor podsumowuje nas tak oto:

Zaprezentowany blog stanowi przykład praktyki kultury uczestnictwa i przynosi próbkę rezultatów, do których może doprowadzić to podejście w spontanicznej, oddolnej refleksji nad niedawną przeszłością.Odnaleźliśmy tu perspektywę oryginalną, pisaną z wnętrza przedstawianej rzeczywistości, polemiczną wobec czasów współczesnych, prowadzącą do bezlitosnej ich diagnozy. Rozpoczęty jako misz-masz cytatów blog  „pogadajmy o peerelu” wyewoluował w regularnie rozbudowywany cykl mini-felietonów, aktywnie i merytorycznie komentowanych przez wierne grono czytelników.

Stał się wirtualnym „peerelowskim” salonem.

         No i co na to Szanowne Komentatorium? Jesteśmy w Salonie… Panowie, fraki włóż! Panie, toalety i koafiury pasujące do klawiatury! Blogowego Poloneza tańczymy nadal!

Komentować można też  tu:  2 komentarze