Stefcia

        Rówieśnica, sąsiadka z mieszkania w bloku, towarzyszka dziecięcych zabaw i doświadczeń wczesnego dojrzewania, zawsze schludnie ubrana i uczesana w dwa starannie zaplecione warkocze. Zwykła, o przeciętnej urodzie, dziewczynka z peerelowskiego bloku. Rodzina Stefci pochodziła ze wsi. Rodzice – robotnicy pobliskiej fabryki zamieszkali na naszym osiedlu z fabrycznego przydziału i chyba w ramach przepływu ludności ze wsi do miast charakterystycznego w powojennych latach.

        „Wiejskość” tej rodziny objawiała się przywdziewaniem chustek na głowy kobiet, zaplataniem warkoczy oraz częstymi odwiedzinami krewniaków z zapasami wiejskiej żywności taszczonymi w koszach owiniętych prześcieradłem i nasiąkniętych zapachem sfermentowanego mleka, szorowaniem miejskich parkietów za pomocą szczotki oraz wiadra z wodą co powodowało czasem wilgotnienie sufitów w naszym mieszkaniu. Te sąsiedzkie uciążliwości stopniowo zanikały wraz z nabywaniem miejskiego sznytu i nigdy nie przeszkadzały w dobrosąsiedzkich stosunkach. A już w żadnym wypadku nie miały wpływu na dziecięce przyjaźnie. Państwo dyrektorostwo i inżynierostwo z sąsiedztwa chętnie wymieniało codzienne uprzejmości z kobietami w chustkach i z szacunkiem patrzyło na spracowanego robotnika w berecie z przyklejonym do warg papierosem marki Sport, który nawiasem mówiąc, zginął tragicznie spadając z wysokiego fabrycznego komina. To dobrzy i życzliwi ludzie byli. Chętni do pomocy i dzielenia się wiejskimi dobrami żywnościowymi. Cielęcinka i pachnąca czosnkiem kiełbasa była w pewnym okresie rarytasem. Zdolności i możliwości organizacyjne Kobiety w wiejskiej chustce były nieocenione przy organizacji domowego wesela. Mojego też:)

        W dzieciństwie, Stefcia była częstym gościem w naszym domu i jak się po wielu latach dowiedziałam, czerpała wzory z życia rodziny „inteligencji pracującej”. Do dziś wspomina z rozrzewnieniem smak kanapki ze szczypiorkiem, którą była u nas częstowana oraz zwyczaj używania papierowych serwetek – chociaż mnie zachwycał jej gest obcierania buzi dłonią podczas jedzenia. W domu Stefci nie było miejsca na takie fanaberie:) Było za to miejsce dla wielu krewnych ze wsi, którzy poszukiwali lepszego życia w mieście. Okresowo w mieszkaniu o powierzchni 48 metrów gnieździło się 9 do 10 osób pracujących i uczących się w fabryce. To z kolei było niezłą lekcją empatii dla mnie i mojej rodziny.

        „Wiejskość” rodziny Stefci kryła się też w imionach dzieci. Była więc Józefa, Stefcia, Gienia, Jasiek oraz Staszek i pomieszkujący u nich Franek. Moda na te imiona przyszła o wiele później, lecz w latach pięćdziesiątych ewidentnie wskazywała pochodzenie.

        Dzieciom nie robiło to żadnej różnicy, ja nawet zazdrościłam takich prostych imion bo moje wydawało się w tych czasach nazbyt wymyślne. Stefcia bawiła się ze mną lalkami, chodziła na zajęcia rytmiki i baletu w fabrycznym Domu Kultury. Wszystkie dzieci z osiedla tam chodziły, z tym, że te „inteligenckie” musiały opłacać zajęcia, a „robotnicze” miały  gratis. Taka segregacja obowiązywała! Jednak bez szkody na dziecięcą psychikę.

        Po zakończeniu edukacji w szkole podstawowej nasze drogi się rozeszły. Stefcia uczyła się w technikum – ja w Liceum Ogólnokształcącym z planami na Wyższe studia – Stefcia już niekoniecznie. Wcześnie wyszła za mąż, rodziła dzieci gdy ja pławiłam się w beztroskim i radosnym akademickim życiu.

        Stefcia miała szczęście dla dobrych ludzi: bardzo dobrego męża i  teściów. Wychowała synów bez szczególnych problemów wychowawczych. Była wielkim wsparciem dla osieroconej wcześnie lecz wzorowo wychowanej przez babcię siostrzenicy i potem, starzejącej się matki.

Całkiem niedawno Stefcia straciła męża i bardzo dobrą teściową. Wnuki wyrosły i nie potrzebują już opieki babci więc Stefcia stwierdziła, że „wykonała swoją rodzinną misję”.

Więc teraz… Studiuje psychologię na Uniwersytecie Trzeciego Wieku! Spełnia swoje marzenia, na które wcześniej nie miała czasu!

        Stefcia mówi też tak: ”Od małego uczyłam moje dzieci – Nigdy nie kładź się spać pokłócony i w gniewie bo nie wiadomo kto obudzi się następnego dnia, a kto już nie”.

Okolicznościowe Życzenia Świąteczne i rozmowy im towarzyszące bywają bardzo znaczące.

Za dobroć, życiową mądrość Stefcia zasłużyła na miejsce w Galerii Ludzi Zapamiętanych. Bo w mojej pamięci będzie i tak na zawsze w przegródce „Dobrzy i wartościowi”.

Dodaj komentarz